Minęło zaledwie kilkanaście dni,
od mojej ostatniej obecności w blogowym świecie,
a ja czuję się, jakby minęły całe wieki.
Taka zastygła w niemocy,
przygnieciona samoświadomością,
mogłabym trwać i czekać,
aż zniknę...
Ale nie chcę tak czuć.
Nie, jeśli mogę decydować.
Chcę być tutaj, w moim Zaciszu
i chcę dzielić się z Wami sobą.
Tym co kocham,
tym co mnie fascynuje,
czym żyje moja dusza.
...
Ostatnio pokazałam Wam obraz,
tak jak go widzę,
kiedy budzę się każdego ranka...
Tym razem również pokażę obraz, który namalował mój Mąż.
W surowej drewnianej ramie, wykonanej przez Niego :)
Tak właściwie, to jedynie niewielka jego część...
W moich ulubionych barwach :)
Jeszcze kilka kadrów,
drobiazgów z mojej kuchni...
...w moich ulubionych kolorach,
bieli, szarościach,
odcieniach nieba i "miętusach" :)
bieli, szarościach,
odcieniach nieba i "miętusach" :)
Na koniec,
moja młodsza "dziewczynka",
która odpłynęła w ramiona Morfeusza,
akurat tam, gdzie jej nie pozwalam ;)
Nie miałam sumienia jej budzić, przez szacunek do cudzego snu ;)
Zazdroszczę jej tego błogostanu...
...
Ostatnie tygodnie były dla mnie trudne.
Zbyt trudne.
I na tyle dotyczące mojego wnętrza,
że nie potrafiłam oddzielić tego, od bycia tutaj.
To powoli mija i choć czasem powraca jak zły sen,
to wiem, że dam radę TO pokonać.
Bo tak chcę.
Bo jestem silna.
...
Dziękuję Wam z całego serca,
że mimo mojej nieobecności,
odwiedzaliście moje Zacisze.
Dziękuję za Wasze komentarze, maile i ciepłe myśli :)
To niesamowite,
że ludzie, którzy się nie znają,
tak wiele potrafią dać z siebie, tylko po to,
żeby wywołać uśmiech na twarzy drugiego człowieka :)
Jesteście niezwykli,
tak jak niezwykłe są Wasze dusze,
które motywują ciała
do okazywania dobra i piękna :)
Serdecznie Was pozdrawiam :)